rycie bani

<mała ruda kraśka wdrapuje się na większy głaz i odchrząka>

A więc... To działo się w zamierzchłych czasach kiedy mhroczny Angel zwany Anheliusem postanowił poprowadzić sesję D&D czterem przybyszom w zatęchłej altance u Dawidka... Byli tam Jajcok, Danonek, Bonsai i mały Dawidek.

Historia zaczęła się kiedy chyba dostaliśmy jakieś zawiniątko, które do jakiegoś tam dworzyszcza musieliśmy zanieść. Towarzysze starali się ją otworzyć na rozmaite sposoby, ale wszystko na marne. Rankiem oczywiście Bonsai musiała zaspać i w karczmie zamiast śniadania dostała żywego kurczaka. Przypieła go na smycz i podążyła za śladami kompanów, którzy bili się na pobliskiej arenie z gościem 2 na 2 z halabardą 5 na 5. Kiedy wszyscy przywołali się do porządku ruszyli w stronę dworzyszcza.
Na miejscu zastali opuszczoną wiochę. Jedyne co wydawało się w miarę żywe była to kapliczka z krwawiącym znakiem Obad-Haia (był on bóstwem opiekuńczym jednego z bohaterów, ale teraz już nie pamiętam... możliwe, że nawet moim). Za murami panowała gęsta mgła, więc grupa postanowiła się rozdzielić. Jajcok z Bonsai zostali w mieście (że tak to ujmę), a Danon z Dawidkiem poszli we mgłę...

Anh: No to co robicie?
Danon: Posuwamy się powoli we mgle...
<chwila ciszy>
Bonsai: pffff... <wybuch głośnego niepochamowanego śmiechu>
Anh: <zaczyna się brechtać a za nim wszyscy>
Danon: Ale o co chodzi?
Anh: Powtórz jeszcze raz to co powiedziałeś
Danon: Posuwamy się... A no tak... BASIA!
Bonsai: <tarza się na stole, na którym siedziała>

No więc jak poszli to dotarli do wielkiego dworzyszcza. W środku znależli nietoperki, które ich przestraszyły i stuletnie wino. Mag ognia, dla którego była paczka, okazał się liszem. Rozdarł pieczęć na paczce zębami ("Widać, że używasz pasty Colegate..." -"Baa."). Nie wiem co było w tej paczce dokładnie, ale był to chyba pierścionek. Towarzysze wrócili do miasta. Uwagę ich bliżej przykuła krwawiąca kapliczka Obad-Haia. Postanowili dać mu w ofierze coś z natury... Padło na kurczaka Bonsai. Postawili go obok drzewa (jedynego zielonego) i ujrzeli jak kurczak wzbija się w powietrze zostawiając za sobą kilka ziarenek. Podróżnicy zaczęli siać ziarenka, z których zadziwiająco szybko wyrastały drzewa. To rozzłościło lisza i wysłął całą armie zombiaków i innych skurwysyństw w stronę powoli zazieleniającego się miasta. Jajcok, Bonsai, Danon i Dawidek odpierali ataki nie przestając siać. W końcu wrócił do nich kurczak. Przemówił głosem Obad-Haia i zmiótł wszystkich zombiaków wraz z liszem... I tak skończyła się ta opowieść. A podróżnicy ruszyli na wschód... Zawsze na wschód...

("A wiecie, że w originalnej wersji Diablo jest, że szli na zachód?")

widzę, że spotkała was ciekawa przygoda <śmieje się głośno>
tego się można było spodziewać, bo przy takim MG jak Angel sesja nie może być nudna=)

No baa:P

nier wiem gdzie wiec pisze tu.. oto namiary na nasz koncercik z dni majowych [link widoczny dla zalogowanych]